Poczytajcie sobie komentarze pod filmem, jest sporo rozsądnych argumentów podważających metodykę i wnioski z tego "testu".
Poza budzącymi grozę sugestiami youtuber nie pokazał ani nie udowodnił, że te opiłki mogły rzeczywiście trafić na elementy smarowane i faktycznie narobić jakichś szkód. Zobaczyliśmy je w misce i w filtrze, co równie dobrze dowodzi tego, że filtr spełnia swoją rolę. Gdyby tak nie było, to myślę, że nawet przejechanie 1-2-3 tysięcy z takimi kawałkami żelastwa za filtrem pewnie spowodowałoby bardzo szybkie uszkodzenie wrażliwych elementów silnika i nie przejechałby on bezawaryjnie przez gwarancję.
Youtuber zasłania się gwarancją na samochód i wobec tego brakiem możliwości rozebrania silnika, a może wystarczyłoby wykręcić świecę, wsadzić endoskop i obejrzeć gładzie cylindrów szukając rys od tych opiłków. Oczywiście należałoby je porównać z samochodem, w którym wymieniono olej po "dotarciu" i pokazać różnice.
Dodatkowo to był tylko jeden samochód, być może właściciel go katował, może ten silnik jest nieudany albo ten konkretny egzemplarz miał jakąś wadę - ponownie za mała próba, żeby wyciągać dalekoidące wnioski.
To czego pan youtuber również nie zrobił, to nie wysłał tego oleju do laboratorium do analizy pod kątem jego właściwości fizykochemicznych, a możliwe, że okazałoby się, że ten olej po 22kkm jest do bani nie przez opiłki, a przez utratę parametrów - główny powód wątpliwości i braku zaufania do Long Life, także mojego. Tu jest przykład takiej analizy zużytego oleju:
http://oil-club.pl/viewtopic.php?f=33&t=27
Podsumowując dla mnie ten film jest na poziomie tabloidów, ma szokować, ale nie jest to rzetelne i dogłębne zbadanie tematu.